maruti maruti
109
BLOG

Koszmary kulturalne

maruti maruti Kultura Obserwuj notkę 13

Wczorajszy program Teraz My otworzył oczy. Trzeba przyznać, że CBA nieźle namieszał. Jednak cała afera skłoniła mnie głównie do rozmyślań na temat rozrzutności w CBA. Po co marnować tyle kasy na samochody, krzesła w teatrze i tym podobne, kiedy celem zwalczania korupcji w polskiej kulturze wystarczy przejść się na pierwszy lepszy egzamin np. z aktorstwa na Akademii Teatralnej im. Leona Schilera. Kilka znamienitości świata aktorskiego trafiłoby za kraty i to jednego dnia bez konieczności wydatkowania dużej ilości środków.

Ale nie o tym chciałem. Chciałem opowiedzieć o swoim koszmarze. To był koszmar i nie może być rzeczywistością, bo inaczej IV RP dawno by ten układ wykrył i rozmontował. Oczywiście zbieżność wszystkich nazwisk i osób wymienionych w poniższej opowieści z osobami żyjącymi są czysto przypadkowe. Dotyczy to także miejsc. Zresztą cała poniższa opowieść to jeden wielki fałsz i oczywiście nie miała ona miejsca. Podobnie jak nie miało miejsca wyciągnięcie tożsamości katarynana światło dzienne przez Dziennik.

Dawno dawno temu, a dokładniej 15-17 czerwca 2009 roku w Akademii Teatralnej im. Leona Schillera miały miejsce egzaminy aktorskie. Zdawało wtedy ponad 1200 osób. A egzaminami przewodził aktor o imieniu Jan Englert.

Bohater mojego koszmaru, którego nazwę Dorian, był wśród tych szczęśliwców egzaminowanych. Pochodzący z małego miasteczka bez znajomości w wielkim świecie wielkiego aktorstwa przyjechał z nadzieją, że talent i pilna nauka wystarczy do wkradnięcia się do tego elitarnego świata pod przewodnictwem Andrzeja Strzeleckiego. Pełen energii i werwy przybył do tego epicentrum polskiego talentu aktorskiego i dosyć szybko zauważył, że brakuje mu kilku dosyć istotnych zalet wymaganych u studenta Akademii Teatralnej, a mianowicie odpowiednich koneksji, właściwego nazwiska i/lub bogato wypchanego portfela.

Dorian nie miał takich umiejętności ani zdolności, jak niektórzy inni przyszli aktorzy. Jeden z aktorów potrafił na przykład wyczarować ojca, który zamienił słówko z kim trzeba, a chwilę później przeniesiono go do ze złej komisji do komisji, która ma największe zasługi w odkrywaniu talentów, czyli tej przewodzonej przez Jana Englerta. Inna przyszła aktorka była w stanie wyczarować spod kapelusza Martę Żmudę-Trzebiatowską, która uśmiechnęła się tam, gdzie trzeba i nagle wszyscy odkrywali wielki talent ów przyszłej aktorki. Inna potrafiła zagrać w duecie z matką, która wraz z nią weszła 'pokazać wspólne umiejętności' przed komisją. Zresztą osób wchodzących na salę ze znanymi reżyserami czy aktorami było całkiem sporawo.

Byli jednak inni jeszcze bardziej zdolni, którym wystarczyło samo pojawienie się na samych egzaminach, a natychmiast wychwytywano ich z tłumu mniej zdolnych. Oczywiście tak błyszczeli talentem, że dostawali automatyczne przepustki do drugiej tury egzaminu. Inni natomiast mieli niesamowitą umiejętność aktorską zdawania w kilku komisjach, albo zmieniania komisji, jeśli skład im personalnie nie odpowiadał.

Nasz bohater Dorian mimo to starał się ile mógł, żeby zabłysnąć jakimś naturszczykowskim talentem i niczym Sharlto Copley z Dystrykt 9 wedrzeć się wprost z ulicy do świata wielkiego aktorstwa. Nawet poszło nieźle, bo na pierwszym etapie na 36 punktów zdobył aż 34,5. Niestety w tej komisji do awansu do kolejnej rundy wymagano 35 punktów. W innych komisjach np. 28 punktów wystarczyło, ale komisja komisji nierówna i w jednej 28 pkt ma moc 35 pkt w drugiej.

Na koniec okazało się, że takowa punktacja wcale nie istniała i była wymysłem Doriana (a podobnej zbiorowej iluzji uległo kilkuset innych zdających). Jest to przecież oczywiste, bo w regulaminie uczelni jest wyraźnie napisane, że w pierwszym etapie selekcji nie ma punktacji, a jedynie oceny dostateczny lub niedostateczny z czterech aspektów: z wymowy, głosu, interpretacji i warunków scenicznych. Zdobycie pozytywnej oceny ze wszystkich aspektów to awans do następnej rundy. Zapewne nieistniejące 34,5 punktów na 36 oznacza, iż nie zdał ze wszystkich 4 aspektów mając średnią 8,625 na 9 punktów.

Żeby nie było wątpliwości, że takowe punktacje to czysty wymysł fantazji przed tablicami z wynikami po pierwszych głosach oburzenia pojawiła się ochrona i pilnowała, żeby przypadkiem nikt nie zrobił zdjęcia nieistniejącym listom z ocenami. Niedługo potem okazało się, że rzeczywiście Dorianowi punkty sie przyśniły, bo na wynikach nie było już żadnych punktów, a tylko informacja 'zdał/nie zdał'. Oczywiście nie sposób się nie zgodzić z dziekanatem, która twardo twierdzi, że takiej punktacji nigdy nie było i że egzaminowanym musiało się coś pomylić.

Dziwnym też trafem z każdej komisji dalej zdawało wyłącznie 3 osoby. Według uchwały senatu przejście do drugiego etapu jest zależne tylko i wyłącznie od czterech pozytywnych ocen, a nie od ilości miejsc wydzielonych dla kandydatów w danej komisji. Komisje oczywiście są prawe, więc zdawalność 3 osób na komisję to zapewne czysty przypadek.

Chwilę później obudziłem się ze snu, więc nie wiem jak przebiegał drugi etap egzaminów i nie wiem jakie  wielkie nazwiska aktorskie z dziada pradziada zdało na Akademię. Wiem tylko tyle, że Doriana już wśród tej przyszłej elity aktorskiej Polski nie ma.

maruti
O mnie maruti

"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura